1. Przewaga rozbójników była zbyt wielka. Napadnięci znienacka kupiec i pachołek nie mogli się obronić. Kupiec ranny w obie ręce ostatkiem sił zawołał:
- Ratuj się, synku! – I stracił przytomność.
2. Ale Hieronim nie słyszał już tych słów. Był daleko w ostępach leśnych.
- Prr, hoola! – wołał, usiłując zatrzymać spłoszonego konia.
3. Wreszcie koń wpadł w gęstwinę, zatrzymał się i Hieronim, choć potłuczony i podrapany niemiłosiernie, stanął na nogi. "Ukryć się jak najszybciej" – pomyślał. 4. "Ale co z tatkiem? Co z pachołkiem?" – zastanawiał się Hieronim. Ukrył konia w krzakach i skradając się jak lis, przedzierał się z powrotem na miejsce napadu. 5. Rozbójnicy zajęci przetrząsaniem zdobyczy zrezygnowali ze ścigania dzieciucha. Rudobrody przywódca rozbójników nie interesował się łupami. Stanął nad nieprzytomnym kupcem i rzekł:
- No, temu już na zawsze odechce się przejeżdżać przez ziemię Zakonu!
6. Rozbójnicy nacieszywszy się łupami odciągnęli zabitych w krzaki, zaprzęgli konie i oddalili się, Hieronim wyszedł z ukrycia i dobiegł do ojca:
- Tato, tato, żyjesz? – przyłożył ucho do piersi ojca.
7. – Żyje! Tato, obudź się, nie umieraj! – zawołał Hieronim.
Podbiegł do pachołka, ale ten nie dawał oznak życia. Obwiązał gałganami pocięte ręce ojca i położywszy go na noszach zrobionych z drągów ruszył w kierunku Fromborka.
8. Od czasu do czasu ojciec pojękiwał, Hieronim cieszył się, że tatko jeszcze żyje. Co kawałek zatrzymywał konia, odpędzał muchy zwabione zapachem krwi, skrapiał wodą twarz ojca i jechał dalej. 9. Już słońce schowało się za widnokrąg, a po niebie zaczęły polatywać nietoperze, kiedy Hieronim z rannym ojcem dotarł do Fromborka.
« część 1)